Rzeka nizinna

JAZy i MEWy [Dzień 2]

Trudno się wstaje nad ranem drugiego dnia wyprawy, odczuwając trudy dnia pierwszego. Ale przed nami wciąż ponad 700 kilometrów – więc trzeba płynąć. Drugi odcinek – drugi dzień wyprawy to wciąż Rzeka Ner. Tyle, że dziś na naszej drodze stanęły JAZy i MEWy.

Odprawa i w drogę!

Zaczęliśmy po odprawie i krótkim szkoleniu. Płynął dziś z nami pierwszy uczestnik wyprawy, który dołączył w jej trakcie, a wcześniej zapisał się przez Internet, zainteresowany projektem „Łódź na morze!”. Mariusz, który mieszka w okolicach Zgierza przyjechał na zbiórkę w Konstantynowie o 08.00. Wypłynął z nami godzinę później swoim kajakiem wyprawowym. Cieszymy się tym bardziej że spędził z nami jeden dzień, bo kajakarstwo to jego pasja. Pływa co prawda dopiero trzeci sezon, ale jest wytrawnym kajakarzem, co pokazał nam już w pierwszej godzinie wiosłowania.

Fot. Rafał Eysymontt

Rzeka nizinna

Ner na odcinku Konstantynów Łódzki – Puczniew na samym początku ma charakter rzeki nizinnej. Meandruje, jego burty są dość wysokie. Ale im dalej – tym przypomina uregulowany kanał. Jednak i tak jest uroczy, a w okolicznych zaroślach żyją kaczki, które odlatywały na nasz widok 😉 . Spotkaliśmy też sarnę, która skrywała się wśród trzcin.

Fot. Arkadiusz Jadczak

Pogoda nas nie rozpieszcza

Dziś przez cały dzień temperatura wynosiła 0 stopni, choć odczuwalna była nawet -3 stopnie Celsjusza. Padał deszcz, wiał wiatr i dokuczała nam duża wilgotność w powietrzu. Płynęło się dość nieprzyjemnie, ale i tak dużo łatwiej niż wczoraj, pierwszego dnia wyprawy. Przeszkód zwałkowych było dużo mniej, a jeśli już były to nie tak wymagające jak wczoraj. Musieliśmy pokonać w sumie 5 JAZów czyli budowli hydrotechnicznych wybudowanych w poprzek rzeki, piętrzących wodę w celu utrzymania stałego poziomu rzek. Na naszej drodze były także MEWy czyli małe elektrownie wodne.

Fot. Rafał Eysymontt

Pierwszy śnieg

Gdy dopłynęliśmy do Puczniewa czyli do końca drugiego odcinka – było już naprawdę zimno. Na szczęście schronienia udzielili nam strażacy z OSP w Puczniewie. Nie minęła godzina i zaczął padać śnieg. Nasz pierwszy śnieg podczas tej wyprawy…

Fot. Mariusz

Niewiarygodna (polska) gościnność

Damska część strażackiej rodziny w Puczniewie ugościła nas wspaniałą zupą z podrobów i własnymi wyrobami (wędlina, marynowane warzywa). W życiu nie jedliśmy tak dobrego barszczu na kaszance! To była wielka uczta. A nam po 21 kilometrach wiosłowania przez 5,5 godziny brakowało czegoś ciepłego, co nas w końcu rozgrzeje. Na koniec była jeszcze gorąca herbata, kawa i ciasto drożdżowe własnej roboty. Rozmawialiśmy o historii Puczniewa, roli Rzeki Ner w regionie. Opowiadaliśmy też o naszej wyprawie i innych spływach oraz wyjazdach organizowanych przez Łódzki Klub Kajakowy Albatros. Bardzo jesteśmy wdzięczni strażakom z OSP w Puczniewie oraz ich rodzinom. Długo nie zapomnimy tego niedzielnego popołudnia!