Do stolicy Wielkopolski [Dzień 12]
Najpierw przepłynęliśmy pod nowym mostem w Rogalinku. Następnie znaleźliśmy się w bajce. A potem już było 5 dużych mostów miejskich. Dwunastego dnia wyprawy wpłynęliśmy do Poznania – stolicy Wielkopolski!
Przed startem odbyła się krótka pogadanka o bezpieczeństwie na wodzie dla miejscowych przedszkolaków (spaliśmy w świetlicy wiejskiej po sąsiedzku z przedszkolem w Rogalinku). Rozdaliśmy dzieciakom książeczki instruktażowe.

Cztery kajaki i SUP
Grzegorz Pakuła, który przyłączył się do naszej wyprawy na SUPie jeszcze w Śremie – znów nas zaskoczył. Tym razem na miejsce wodowania w Rogalinku przyjechał z Poznania … rowerem. Znów, jak i w dzień 11 – była kawa naturalna mielona, parzona w kawiarce na jednym z postojów na camping gazie. Uśmiech na twarzy tego emerytowanego surfera i wieczny optymizm dodał nam skrzydeł. Tak trzymaj Grzegorz! Był to także drugi dzień kiedy płynął z nami Arkadiusz Piwosz z Rogalinka. W sumie znów płynęliśmy czterema kajakami i jednym SUPem.

Dzika dzikość
Po drodze, między Rogalinkiem a Poznaniem płynie się wprost bajecznie. „Dzika dzikość” – jak określił to Rafał „Kosmita” Eysymontt, jeden z uczestników wyprawy „Łódź na morze!”. Najpierw Puszczykowo, potem Wióry, w końcu Czapury. Przepiękne leśne kajakowanie! Zadrzewione brzegi, meandry – woda jakby zwalnia nie pozwalając kajakarzowi przepłynąć zbyt szybko, zbyt obojętnie. Nad naszymi głowami przez cały czas szybowały Czaple siwe. I nawet kaczki były nieco odważniejsze, fruwając blisko naszych kajaków. Zieleń budzi się ze snu. Na drzewach pełno już pąków i małych liści, które pojawiły się chyba po ostatnim słonecznym dniu. To niesamowite jak można dostrzec te duże zmiany w przyrodzie niemalże w czasie rzeczywistym. Co tu dużo pisać. Okolica jest piękna. Wcale nas nie dziwi, że tu – w Puszczykowie – mieszkał i jest pochowany Arkady Fiedler, przyrodnik i podróżnik.

Miejskie pływanie
To wszystko zmieniło się radykalnie w momencie, gdy minęliśmy pierwszy most w Poznaniu – autostradowy (Autostrada A2). Pędzące nim auta słychać już było zresztą z oddali. Dalej przepłynęliśmy pod mostem kolejowym na Starołęce, a potem pod zakorkowanym Mostem Przemysła I. Spokojnie, dość szeroką i mocno uregulowaną Wartą sunęliśmy niemal stojącą wodą przez tereny miejskie aż do mostu Królowej Jadwigi. A potem była ostatnia prosta i Most świętego Rocha, za którym tuż przed ujściem Cybiny do Warty – wysiedliśmy na prawy brzeg. Wspaniale wpływa się do tak dużego i pięknego miasta jak Poznań. Człowiek ma wrażenie, że przybył z głuszy, z oddali – do cywilizacji. I wpływa prosto w serce miasta jak gdyby nigdy nic – środkiem, dołem, niczym przybysz z daleka. Po pamiątkowym zdjęciu i sklarowaniu sprzętu – udaliśmy się na nocleg do pobliskiej Politechniki Poznańskiej. Ten odcinek był dość krótki – przepłynęliśmy zaledwie 22,5 kilometra w 3 godziny, ale potrzebny był nam ten jeden dzień lżejszego i krótszego wiosłowania przed kolejnymi etapami naszej wyprawy.


